Bartek Debski homepage:
Sycylia 2014

Konferencja PLATO 2.0 - dzień zerowy



Kraków. 10:00 rano. Wsiadam do samolotu przy temperaturze -5 stopni. Mało pasażerów. Przesiadam się pod okno, podziwiam jak przebijamy się przez trzy warstwy chmur. Zasypiam. Bo czemu nie.

Oko otwiera mi się leniwie, a za oknem widzę jak wiatr (zachodni, rzecz jasna) spienione goni fale. Znaczy lecimy nad Adriatykiem. Obniżenie lotu. Wszędzie zielono. Lądowanie. Wysiadamy. Rzym. Temperatura: +18 stopni. Grudzień we Włoszech. Czemu nie.

Przesiadka zajmuje bardzo dużo czasu. Korzystając z przerwy łykam espresso w napotkanym Levazza Cafe i zagryzam coś ciepłego w Mercedes-Benz Cafe. Czemu nie.

Zaczyna się włoska organizacja pracy. Zmiana bramek. Opóźnienie. Stanie w kolejce: 40 minut. Czekanie w autobusie (też stojącym): 20 minut. Oczekiwanie w samolocie: 30 minut. Lecimy. Gadamy sobie z przeuprzejmą panią z Tunezji (która w wieku 16 lat uciekła z domu od zaciekle islamskich rodziców do męża do Stanów, po czym... długa historia. W każdym razie teraz jeździ po świecie, bo stuknęła jej 50tka i powiedziała sobie: "teraz ja"). Lądujemy z półgodzinnym opóźnieniem w Catanii. Giną bagaże. Znajdują się bagaże. Jest godzina opóźnienia. Całę szczęście wszyscy jesteśmy spóźnieni. Idziemy w siedem osób do zamówionego wcześniej busa. Chłodno. Zaledwie 15 stopni. W busie bardzo dużo miejsca. 55 minut jazdy, krótka drzemka. Dojeżdżamy do Taorminy i wąziutkimi uliczkami jedziemy do hotelu. Przeciskamy się busem między kamiennymi 3-piętrowymi domkami, z okien których zwisa suszące się pranie. Brak chodników. Ściana domu, ulica, ściana domu. 20:30. Rejestracja w hotelu. Pokój. Cztery gwiazdki. Czemu nie.

Szybko się oporządziwszy spotykam się umówiony wcześniej z Adrew i Carolyn, a następnie idziemy polować na otwarte restauracje. Znaleźliśmy jedną, maciupką. Obiad zdecydowanie przedni. Sałatka owocowa była wykonana ze świeżych owoców, które były dotychczas dekoracją leżąc w misach dookoła. Na deser tiramisu. Czemu nie.

Pokój. Prysznic. Wypakowanie się. Zakończenie wieczoru na balkonie gapiąc się na morze Śródziemne oraz Etnę, której zaśnieżony szczyt majaczył gdzieś tam, naprzeciwko mojego pokoju. Mojego balkonu sięgają czubki palm, kaktusy i cytryny. Czas zasnąć kołysany do snu szumem morskich fal.