Wiersze sentymentalne

czyli krótki Życiorys poety

napisał Anonymus, ilustrował Igor Nowikow
Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego, ul.Orla 171, 30-244 Kraków, POLAND
(Otrzymano 22 czerwca 1993)

Od Redakcji - Publikujemy tu wiersze pisane w ciągu różnych okresów życia jednego z naszych zasłużonych kolegów. Starsi krakowscy astronomowie pamiętają go jeszcze, gdy przez długie lata pracował w Obserwatorium Astronmicznym U.J. i gdy później nadal był tam zatrudniony już nie pracując. Mało kto wiedział jednak, że jego prawdziwą pasją była nie astronomia lecz poezja. Zapisem wyrażonym w testamencie zezwolił na opublikowanie tych wierszy w "Acta Brutusica" jednak zastrzegł sobie przez skromność ich anonimowość. Gdy po upływie 25 lat będzie nam wolno wyjawić imię i nazwisko autora, wiersze te staną się znakomitym przyczynkiem do historii jego życia. Pisane od wczesnej młodości po szedziwą starość będą stanowić pierwszorzędny materiał dla przyszłego biografa, oddając to, czego nie sposób wyczytać w jego pracach naukowych, a mianowicie głębię jego przeżyć wewnętrznych. Nie da się ściśle ustalić dat powstania poszczególnych wierszy, czsem datują je, niezbyt zrersztą dokładnie, takie zwroty jak "znaczek za 60 groszy" lub "spódnica maksi". Istotne jest wszakże to, że składają się te wiersze w zwarty opis biegu jego, jakże bogatego uczuciowo życia.


Kaktus i serce

Z kaktusem małym przyszłaś w dłoni
Rzekłaś, że Kiciuś zdradził cię
Ale nie myślisz płakać po nim
Chcesz u mnie być, chcesz kochać mnie

Na oknie kaktus postawiłaś
Ach, jak słonecznie było nam
Gdy mi szczebiocąc tłumaczyłaś
Że się nim opiekować mam

W toniach miłości zanurzeni
Płynęliśmy i ja i ty
A serca rytmem zjednoczeni
Kaktusik podlewaliśmy

Lecz między nas się Cipciuś dostał
Rzuciłaś mnie, odeszłaś z nim
Na oknie kaktus sam pozostał
I żal pozostał w sercu mym

Podlewam kaktus wciąż bez słowa
Spełniając polecenie twe
A każda kolka kaktusowa
To igła wbita w serce me

Za oknem pachnie magnoliami
W powietrzu melancholią czuć
Podlewam kaktus swymi łzami
Eluchno, wróć!


Pieśń o gałęzi

Chcę się powiesić na gałęzi
Ale nie na suchej, - na zielonej
I żeby było wkoło złociście
I listki słońcem barwione
I żeby wróbelek śpiewał
I wietrzyk żeby powiewał
(nie taki duży, lecz mały)
I żeby sikorki skakały...

Zeby skakały sikorki
I różne inne ptaszynki
A pod gałęzią, na dole
Żeby chodziły dziewczynki
W różnobarwnych spódniczkach1
W kratkę lub w kwiatki całych
Żeby im było smutno
I żeby bardzo płakały
Że się powiesił Konradek...

1Wyjątkowo Lusia Załuska może być w spodniach; jest w nich wystarczająco ponętna.


Miłość w podróży

Z czarnymi włosami, z oczami jak gwiazdy
siedziałaś a pociąg wciąż pędził po szynach
Siedziałem naprzeciw i cicho patrzyłem
na ciebie, urocza, na ciebie, jedyna

Coś chciałem powiedzieć, lecz brakło odwagi
i chciałem całować, lecz... ludzie w przedziale
Więc tylko patrzyłem na ciebie szeroko
a pociąg przed siebie biegł dalej i dalej

I rytm kół po szynach i rytm mego serca
i wiosna za oknem słoneczna, wspaniała
I chciałem tak jechać wciąż dalej, bez kresu
byś tylko naprzeciw, urocza, siedziała

A potem wysiadłaś, więc - i ja wysiadłem
nie pomny gdzie jadę, nie wiedząc co czynię
I szedłem za tobą przez peron i dworzec
by wciąż być przy tobie, uroczej dziewczynie

I szliśmy śródmieściem wśród domów wysokich
wśród wystaw sklepowych, trawników zielonych
A potem skręciłaś w przedmiejskie ogrody
a ja wciąż za tobą, miłością szalony

A kiedy zniknęłaś za furtką ogrodu
samotny ulicą na dworzec wracałem
Na pociąg następny czedkałem sześć godzin
i patrząc przez okno znów dalej jechałem...


 

Rozmyślania w noc bezsenną

Antoni jest bardzo mądry, a ja nie...
Antoni ma dobrze w głowie, a ja źle...
Antoni się zna na logice,
Antoniego drukują w Ameryce, a mnie nie...
Antoni prowadzi ćwiczenia,
Antoni ma coś do powiedzenia, a ja nie...
Antoniego kocha Hania,
a nie mnie...
To rzecz widoczna jak na dłoni
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Czyż mam być gorszy niż Antoni?

Nie! Aby zdziałać mu na szkodę
Zapuszczę
...sobie
...brodę!

I doda mi ta broda urody
I będę bardzo mądry - od tej brody
I dadzą mi prowadzić ćwiczenia
I będę miał coś do powiedzenia
I zorientuję się w logice
I wydrukują mnie w Ameryce
I zaraz wszyscy będą innego zdania
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I kochać mnie będzie Hania!!

Zresztą, cóż to obchodzi mnie
Gdy będę miał brodę
Długą brodę!
Wspaniałą brodę!
Kręconą brodę!
Patriarchalną brodę!
Półmetrową brodę!
FANTASTYCZNĄ BRODĘ!!

a Antoni nie!!!


 

Oleńce

Izdebkę dostałaś dla siebie
Hen blisko chmur, aż gdzieś pod niebem
I często biegłem tam do ciebie
Na pięter się drapałem2 siedem

Izdebka była czysta, miła
Słońce świeciło przez okienka
Zboku kanapka miękka była
Oraz czarowna twa kuchenka

I śliczne były wspólne chwile
Twoje blond włosy, twoje usta
Z kuchenki tak pachniały mile
Kartofle, pieczeń i kapusta...

Kochałaś mnie jestestwem całym
Me życie być przestało puste
I brałem tyle, ile chciałem
Wchłaniałem miłość i kapustę...

I kiedy czasem śmy wracali
Późno z koncertu lub z teatru
I mokli w deszczu, lub słuchali
Śmy szumu jesiennego wiatru

Jak do cichego szliśmy portu
Tam na poddaszu majaczyła
Izdebka twoja - szczyt komfortu
W niej miłośc... i kapusta była

Izdebka mała, gdzie cieplutkie
Uściski twoje mnie czekały
I gdzie serduszko twe milutkie
Tak dla mnie biło przez czas cały...

Dziś, gdy nas dola rozłączyła
Gdy znów me życie smutne, puste
Wspominam cię Oleńko miła
I twe pieszczoty i kapustę...

2Bo windy nie uruchomili.


Rozważania, gdy ze skupioną miną słuchałem na posiedzeniu naukowym referatu o nowych metodach astronomicznych w geodezji (fragmenty)

Jak wygrzebiemy się kiedy z nędzy,
Jak mi da żona dużo pieniędzy,
Tak sobie marzę, co wtedy zrobię:
Pójdę i znaczków nakupię sobie,
kopert, papieru, aby w ten sposób
Napisać listy do różnych osób:
Do Aleksandry z ulicy Długiej,
Do Jadzi jednej, do Jadzi drugiej
I do Danusi Flakiewiczówny,
Meli Żukówny, Izy Żukówny,
Zosi, Eluchny, Krysi i Danki,
Do Lusi drugiej (znaczy - hrabianki)
Do pierwszej Lusi (tej z Palestyny)
Do Joli, Cesi i do Haliny,
Marty, co szerzy sport bojerowy,
Eleonory z bólami głowy,
Do dwu Oleniek, oraz Haneczki,
Do Ewy, Basi, Iny, Ireczki,
Do Asi, Nisi i Feli w Szadku,
Do Honoraty, a na ostatku
Do panny Lidii napiszę dwa.
Aha...!
..................................................
................................................
Potem zakleję je uroczyście,
Przylepię znaczek na każdym liście,
Spać już nie idąc, o rannym brzasku
Do Bielańskiego pojadę Lasku.
Tam spacerując wśród leśnych alej
Będę rozmyślał, co zrobić dalej.
I rozważywszy różne pomysły
Powrzucam wszystkie listy do Wisły.
I będę patrzył z stromego wału
Jak moje listy toną pomału:
Jeden i drugi, trzeci, dwunasty
I siedemnasty i dziewiętnasty
Wreszcie utoną ostatnie dwa.
Aha...

 

Wprawka w osiemnastozgłoskowcu

Resztki młodości wciąż we mnie grały,
sen mi mąciły i zdrowie,
Kiedy z rąk mistrza - fotometrysty
brałem katedrę w Krakowie

A wraz z katedrą wziąłem w inwentarz
blond-włose, zwinne stworzenie,
Nosek, co zmysły me w drżenie wprawia,
a gesty nóg - wprost olśnienie!

Lecz mam wśród zasad życiowych jedną
i nie zamierzam jej zmienić,
Że "nie podrywaj nigdy podwładnej
(chyba, że chcesz się z nią żenić)".

Biegły więc lata pełne zgryzoty.
Z rozpaczy zostałem dziadkiem3.
O asystentce śniłem po nocach,
piłem jej uśmiech ukradkiem.

Aż kiedy żądze natarły mocniej,
chcąc wreszcie spełnić marzenie
Magnificencji podałem prośbę
o z kierownictwa zwolnienie.

Niestety los mnie doświadczył szpetnie.
Podanie zlekceważyli.
Co dalej? Czy mam złamać zasady?
Czy zrezygnować z Maryli?

3Wnuczkowi dali Siemek.


Anna ma spódnicę maksi
(fragment)

Dziś reumatyzm i skleroza
Łysina się posuwa skokiem
Dziś osiemnastoletnia koza
Nie rzuci na mnie nawet okiem

A jeśli która i dotrzeże
W tramwaju gesty śle znaczące
Ja w uśmiech losu już nie wierzę
Wiem, chce mi miejsce dać siedzące

Skalkulowałem więc, machnąłem
Na kozy, gąski oraz łanie
Od kilkunastu lat zacząłem
Podrywać tylko starsze panie

Lecz i wśród starszych pań - zaraza !
Zryw, wyczyn strzelił im do głowy
Skoczka by chciały, grotołaza
Cóz im ...pracownik naukowy

Znów w trąbę jestem wciąż puszczany
Wbrew skrupulatnej kalkulacji
Nie mają moje męskie plany
Zupełnie szans realizacji

* * *

Aż tu poznałem cud-dziewicę
Młodziutka, zgrabna i urocza
U dołu maksi ma spódnicę
U góry ma - ocean w oczach

Więc znowu kalkulację zmieniam
O Annie składam moje wiersze
Gdy tak i tak brak szans spełnienia
Wybieram z marzeń te najśmielsze!

Co roku nowe tają lody
Lecz się nie wszystko w życiu zmienia
Bo kiedy jeszcze byłem młody
to też nie miałem powodzenia

Chodziłem trochę z jedną Lusią
Potem z Danusią, Jadzią, Zosią,
Coś mnie kochały Maria z Fusią
I flirtowałem kiedyś z Tosią

Było ich coś ze sto lub dwieście
Dziś wszystkich imion już nie pomnę
Z początku - owszem, ale wreszcie
Z reguły mnie puszczały w trąbę4

Młode to takie było, płoche
Dufne w urody siłę czystą
A że rozumu ani trochę
Gardziły intelektualistą

I tak niedola los mój gnała
Bój wciąż toczyłem w straży przedniej
Kolejna miłość pomagała
Przeżyć cierpienia po poprzedniej

4Żona zaraz po ślubie.


 

Wiersz melancholijny

Już od dość dawna do mej głowy
Idea mi się wbija ćwikiem
Że mógłbym być skromnym, pocztowym
Prowincjonalnym urzędnikiem

Codziennie rano bym dostojnie
Ze skobla kłódkę sam wyjmował
Włosy przygładzał i spokojnie
Siadał i sobie urzędował

To za sześćdziesiąt groszy znaczek
To przekaz za siewnik na raty
To znów przyjęcie jakichś paczek
Za radio pobranie opłaty

Centralka by też zboku stała
I kilka wtyczek do łączenia
Więc kiedy klapka by spadała
Łączyłbym według polecenia:

Z Ge-Esem szkoła podstawowa
Awizo z stacji kolejowej
Lub błyskawiczna, zamiejscowa
Z prezydium rady powiatowej

A jakby w dołku zbytnio rwało
Wtedy zwolnienie brałbym sobie
A na drzwiach poczty by wisiało:
"Zamknięta. Jestem na chorobie"

* * *
I może tam zdala od świata
Żyłaby sobie jakaś panna
Bez powodzenia, nie bogata
Nie bardzo młoda, ani ładna

I gdyby dola tak ziściła
Kto wie, może by mnie zechciała
Może by mnie i polubiła
Bo może nawet... pokochała

Pewnie by oko krzywe miała
I nogi nie w najlepszym guście
Ale by za to podgrzewała
Pierogi i boczek w kapuście

W domu bigosem by pachniało
Na ścianie landszaft z łabędziami
Łóżko by zdobne kapą stało
I kredens lśniący talerzami

Szczęścia bym przeżył choć niewiele
Nim by rozeszła się nowina
Że ktoś tam mówił przy kościele
Że zmarł5 ten z poczty, poczciwina

5Data śmierci poety jeszcze nie została ustalona. Wiadomo tylko, że jest to jego ostatni wiersz.