Klim Rettub(Otrzymano 15 czerwca 1993, w wersji poprawionej 7 lipca 1993)
Streszczenie - W artykule ujawniono po raz pierwszy treść pewnych, znalezionych przed rokiem, dość kontrowersyjnych manuskryptów. Znalezisko - którego wymaga jeszcze wielu badań, i którego znaczenia nie sposób ocenić - opatrzono prowizorycznym komentarzem.
W bibliotece Obserwatorium Astronomicznego UJ (mieszczącego się obecnie na zachodnich peryferiach Krakowa w tzw. "Forcie Skała") przechowywanych jest kilka tomów ręcznie pisanych sprawozdań z cotygodniowych zebrań naukowych. Pierwsze zebranie odbyło się w połowie lat trzydziestych, jeszcze w starej siedzibie znajdującej się w centrum miasta, natomiast mniej więcej za dwa lata odbędzie się tysięczne zebranie naukowe w tej - tak zasłużonej dla polskiej astronomii - placówce. Lektura protokołów z tych zebrań jest pasjonująca. Pomimo że z natury swej mają one dość lapidarny charakter, to jednak "między wierszami" można w nich wyczytać całkiem sporo nie tylko o tematyce podejmowanych prac i naukowych zainteresowaniach ówczesnych astronomów, ale również o ich nastrojach, przyzwyczajeniach czy poglądach.
Najstarszą z zachowanych ksiąg otwiera sprawozdanie z zebrania nr 36 z dnia 4 września 1936 r. Co do zebrań wcześniejszych, to jedyną informację o nich znaleźć można na pożółkłej karteczce wpiętej na wpół zardzewiałym spinaczem w okładkę wspomnianej księgi. Karteczka ta zawiera jedynie numery i daty kilku wcześniejszych zebrań, najwyraźniej przepisane z jeszcze starszej, zaginionej - jak do niedawna uważano - księgi.
Przypadkowe odkrycie w piwnicach budynku starego Obserwatorium w Ogrodzie Botanicznym przy ulicy Kopernika 27, (obecnie mieści się tam Instytut Informatyki Uniwersytetu Jagiellońskiego), rzuca nieco światła na tę zagadkę. Poniższe dwa sprawozdania zrekonstruowane zostały na podstawie odnalezionych stenogramów.
W tym miejscu przerywamy chwilowo niniejszy komentarz zostawiając Czytelnika sam na sam z odnalezionymi tekstami. Jest to siedem rozmaitych dokumentów stanowiących jednak pewną osobliwą całość. Dokończenie komentarza przedstawimy później, po lekturze wszystkich tekstów.
Protokół z zebrania nr 34 z dnia 11 kwietnia 1935 r.
Obecni: Prof. T. Banachiewicz, Prof. A. Wilk, dr K. Kordylewski, dr A. Kania, mgr S. Piotrowski, mgr J. Janczyk, inż. J. Rodkiewicz, mgr K. Kozieł, P. Piegza, P. Tęcza, P. Kowalski, P. Gnypa, Stankiewiczówna.
Zebranie rozpoczęto odczytaniem protokołu z poprzedniego zebrania, po czym Pan Profesor przeszedł do omówienia korespondencji. Nadeszły dwie odkrytki i jedna paczka. Prof. Z. C. I. Weihcanab z Nowej Zelandii życzy Panu Profesorowi smacznego jajka wielkanocnego. W drugiej odkrytce (z Konga) donoszą o wielu pożytkach płynących z zastosowania tam krakowianów. Rachunki wykonane metodą Pana Profesora zajęły im tylko 14 dni (po 16 godzin dziennie) i były one - jak piszą - prawdziwą i niezapomnianą przyjemnością. Nawiązując do tego Pan Profesor podzielił się z zebranymi swymi planami wystosowania specjalnego pisma do Stolicy Apostolskiej z prośbą o obłożenie klątwą wszystkich używających macierzy, jak również o wyznaczeniu specjalnych odpustów dla tych wszystkich, którzy w pracy swej posiłkują się krakowianami. W dyskusji mgr Piotrowski stwierdził, że występowanie w sprawach naukowych do instancji z natury swej nienaukowych może być źle widziane. Pan Profesor nie zgodził się z tym zarzutem. Zdanie Pana Profesora okazało się słuszne.
Następnie Pan Profesor przeszedł do wspomnianej paczki. W związku z jej okazałymi rozmiarami i takąż wagą, w celu odebrania jej na dworcu kolei żelaznej wezwano dorożkę i skierowano tam stróża Obserwatorium, p. Muzyczkę. Po wstępnych oględzinach przesyłki Pan Prof. zauważył na solidnym, drewnianym opakowaniu karteczkę z napisem "New York-Gdynia-Kraków, Hortus Botanicus, Kopernika 27" oraz drugą, poniżej: "Time Machine - Fragile - Handle with extreme care!". Napisy te dały Panu Profesorowi do myślenia. Przypomniał sobie, iż istotnie, jakieś dwa lata temu postanowił był zakupić w amerykańskiej firmie "Time Travels Ltd." mechaniczną maszynę liczącą do rozwiązywania równania czasu. Skierował też do tej firmy stosowne pismo. Najwyraźniej musiała nastąpić jakaś pomyłka. Wyjaśnienie tej sprawy, jak również oględziny zawartości paczki, w szczególności zbadanie przydatności nadesłanej machiny do rachunków astronomicznych, Pan Profesor zlecił studentowi Gnypie.
W dalszej części zebrania mgr Kozieł wygłosił pierwszą część referatu o libracji Księżyca. [w tym miejscu protokolant zamieścił streszczenie referatu mgr Kozieła, w tym liczne formuły matematyczne z rachunku krakowianowego, które pominiemy].
Zebranie zamknięto o godz. 21:23.
Protokół z zebrania nr 35 z dnia 18 kwietnia 1935 r.
Obecni: Prof. T. Banachiewicz, Prof. A. Wilk, dr K. Kordylewski, dr A. Kania, mgr S. Piotrowski, mgr J. Janczyk, inż J. Rodkiewicz, mgr K. Kozieł, P. Piegza, P. Tęcza, P. Kowalski, Stankiewiczówna.
Zebranie rozpoczęto odczytaniem protokołu z poprzedniego zebrania, po czym Pan Profesor przeszedł do omówienia korespondencji. W związku z odkrytką, która nadeszła z Nowej Zelandii, Pan Profesor poinformował obecnych, iż już odpisał i podziękował za życzenia. Następnie Pan Profesor zwrócił się do studenta Gnypy z zapytaniem, czy ten wyjaśnił już sprawę pomylonej przesyłki z Nowego Yorku. Okazało się wtedy, że student Gnypa jest nieobecny, przysłał natomiast (przez umyślnego) list z wyjaśnieniami. List ten został odczytany.
[W tym miejscu do stenogramu wklejono wyrwaną z zeszytu pożółkłą kratkowaną kartkę formatu 13x18 cm, pisaną ręcznie ołówkiem, którą przytaczamy w całości.]
Szanowny Panie Profesorze!
Poczytując sobie za zaszczyt Pańskie polecenie, przystąpiłem ochoczo do oględzin zawartości przesyłki z Ameryki. Po rozbiciu solidnego opakowania moim oczom ukazała się skomplikowana metalowa konstrukcja z ruchomymi dźwigniami tudzież nastawnymi kołami, nadzwyczaj starannie i solidnie wykonana. Do tego dołączono sporych rozmiarów książkę - instrukcję, nieprzydatną niestety, bowiem napisaną w nieznanym mi zupełnie języku angielskim. Postanowiłem więc przystąpić do uruchomienia machiny w sposób systematyczny i metodyczny, metodą prób i błędów.
W trakcie tych czynności doznałem w pewnym momencie [słowo nieczytelne], jak również osobliwego zachwiania równowagi, a nawet wrażenia jak gdyby zaniku świadomości. Przypisałem to jednak pewnemu przepracowaniu i brakowi stosownej ilości snu (ostatnie cztery noce spędziłem na obserwacji rojów meteorytów). Jednak natury i przyczyny osobliwego szumu, przedziwnych błysków jak również nader niemiłego odoru - nie potrafiłem zupełnie sobie wytłumaczyć.
Gdy doszedłem nieco do siebie postanowiłem, z powodu późnej już pory, przełożyć dalsze badanie na dzień następny. Wróciłem do stróżówki po swój płaszcz oraz kapelusz i wówczas zauważyłem sporo nieznanych mi, osobliwie odzianych młodych ludzi kręcących się bezczelnie po korytarzach i schodach Obserwatorium. Zachowywali się hałaśliwie i wyzywająco, chciałem więc - przekonany o włamaniu - zawiadomić żandarmów lub władze municypalne, ale okazało się, że stróżówkę jakiś nieodpowiedzialny kawalarz zamknął na klucz. Świadom ostatnich ruchawek na ulicach przeraziłem się nie na żarty. Najbardziej jednak zdumiało mnie to, że na drzwiach budynku, obok tablicy z nazwą "Obserwatorium Astronomiczne", jakiś prowokator powiesił dziwną tablicę z napisem (jeśli się nie mylę) "Zakład Informatyki" (?).
Wtedy właśnie zjawiło się dwóch typów o nader podejrzanej prezencji. Wyglądali na zdumionych i gapili się na mnie bardzo intensywnie, wręcz nachalnie Potem jeden z nich powiedział do drugiego (słyszałem wyraźnie): "Niech mnie szlag trafi, jeśli to nie jest ten właśnie facet razem ze swoim ustrojstwem." A drugi na to: "Tylko spoko, żeby nam nie zwiał z powrotem, ja z nim pogadam, to jedyna okazja".
Udawałem, że ich nie widzę i z tego wszystkiego, pełen złych przeczuć, zająłem się na powrót machiną. Ręce mi się trzęsły, gdy próbowałem odtworzyć z pamięci pierwotny układ wszystkich kół i dźwigni, jednak ponowny przypływ nader niemiłych zawrotów głowy i zaniku świadomości sprawił, iż postanowiłem nieodwołalnie przełożyć dalsze oględziny do dnia następnego. Na szczęście, gdy się już ocknąłem, stwierdziłem, że ci dwaj poszli sobie.
Zwracam się przy tej okazji z usilną prośbą do Pana Profesora, aby skłonił woźnego Obserwatorium do starannego zamykania drzwi od ulicy, aby podobne wtargnięcia ludzi z zewnątrz nie powtórzyły się w przyszłości.
Z poważaniem
Gnypa Hieronim
[Kolejna kartka tego samego typu; charakter pisma ten sam.]
Byłem TAM znowu! Udało mi się dogadać z tymi dwoma typami. Nie są wcale tacy podejrzani na jakich wyglądają. Mówią trochę niezrozumiale i strasznie szybko, ale można się przyzwyczaić. Równi goście. Wyklarowali mi bardzo dużo. Bardzo przykro mi o tym pisać, ale prawdę mówiąc to teraz mam szczerze dość naszych rachunków, a zwłaszcza krakowianów. Bo oni to robią całkiem inaczej, a właściwie to nie oni sami, tylko za nich jakieś takie szumiące skrzyneczki na elektrykę. Orbita komety w trzy sekundy! Widziałem to na własne oczy. Na dowód tego, że wcale nie nabieram, przesyłam przedziwną kartkę znalezioną przypadkiem TAM (a właściwie to TU - tyle że PÓŹNIEJ - z tego wszystkiego zapomniałem ich nawet zapytać O ILE POŹNIEJ!).
H. G.
[W tym miejscu dołączona jest kolejna kartka, najprawdopodobniej wyrwana z książki, o następującej treści (pisownia oryginalna)]
Kompresja:
1. (infor.) - redukcja długości pliku, zwykle w celu archiwizacji przy pomocy programów pkarc.exe, pkpak.exe, pkzip.exe, arj.exe, lha.exe i in. Wykorzystuje algorytm Huffmana. Popularne są też automatyczne kompresory dyskowe, np. Stacker, zwiększające praktyczną pojemność dysku o czynnik dwa.
2. (techn.) - sprężanie powietrza (nie używ.)
3. (staropol.) - przykładanie tzw. "kompresów" (mokrych szmat): prymitywna metoda leczenia bólów, głównie głowy i in. (nie używ.)
[Tekst na marginesie kartki-załącznika nr 5 (charakter pisma ten sam, ale litery bardzo niestaranne; najwyraźniej pisano w pośpiechu):]
Dopisuję na drugi dzień. Nie szukajcie mnie. I tak nie znajdziecie. Więcej listów też już nie będzie - za to jedno mogę ręczyć. Przybyłem tylko na chwilę, żeby podrzucić wam tę kartkę, ale zaraz wracam do nich na stałe.
Byłem tam powtórnie, tyle że jeszcze później, znacznie później. Ci dwaj są już starzy. Ledwo mię poznali. ONI WSZYSCY POTRZEBUJĄ POMOCY! Tam stało się coś strasznego. Nie jestem w stanie tego opisać. Nawet byście nie zrozumieli, zresztą ja sam tylko się domyślam. Zupełnie nie rozumiem, jak do czegoś takiego mo... [słowa nieczytelne]
[dalszego ciągu brak]
[dopisek do protokołu z zebrania z zebrania nr 35]
Po dogłębnym rozważeniu treści załączonych powyżej kartek Pan Profesor nakazał komisyjne zapieczętowanie księgi protokołów z dotychczasowych zebrań, w szczególności protokołów z dwu ostatnich zebrań. Do czasu wyjaśnienia całej sprawy wszyscy obecni zostali zobowiązani do pełnej i bezwarunkowej dyskrecji.
Następnie uczczono minutą ciszy pamięć zaginionego studenta Gnypy. W dalszym ciągu zebrania mgr Kozieł wygłosił dokończenie referatu o libracji Księżyca.
Zebranie zakończyło się o godzinie 23:57.
Trzeba przyznać, że lektura tekstów z kartek znalezionych w starym Obserwatorium pozostawia mieszane uczucia. Redakcja AB długo wahała się z ich opublikowaniem (od przypadkowego odkrycia minął już ponad rok). Czy nie padliśmy ofiarą jakiejś mistyfikacji? Czy w tych, dość w końcu lapidarnych i pełnych niedomówień tekstach, nie zobaczyliśmy więcej, niż w istocie tam było?
Wnikliwa analiza stylu obydwu protokołów wraz z końcowym dopiskiem, jak również grafologiczna analiza ich charakteru pisma, nie pozostawia cienia wątpliwości: pasują one idealnie do dalszego, "oficjalnego" ciągu protokołów.
Oczywiście, próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś konkretnego o tajemniczej firmie "Time Travels Ltd." Wysłaliśmy list oraz kilka e-mailów, ale spotkały nas nieprzewidziane kłopoty. Początkowo wzięto nas za szpiegów przemysłowych. Na kilka miesięcy uwikłaliśmy się w biurokratyczną korespondencję, w której odsyłano nas od Annasza do Kajfasza. Nie pomogło nawet osobiste poparcie ambasadora RP w Waszyngtonie.
Przełom nastąpił po skierowaniu oficjalnego listu na papierze firmowym Acta Brutusica. Wielki autorytet naszego pisma otworzył nam natychmiast stosowne archiwa i wówczas otrzymaliśmy wreszcie rzeczową informację. Wtedy też nasi - dotąd tak małomówni - korespondenci stali się nagle bardziej rzeczowi. Okazało się, że istotnie, firma "Time Travels Ltd." działała w USA w latach 1931-1935. Potem spotkały ją "bardzo poważne kłopoty z powodu nadużyć podatkowych". W końcu ogłoszono jej upadłość po całej serii procesów sądowych w związku z pewnymi "przypadkami zaginięć w tajemniczych okolicznościach". Tak więc ten ślad urwał się definitywnie.
W tej sytuacji jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się przeprowadzenie poszukiwań na miejscu, w Krakowie. Kluczowe, rzecz jasna, byłoby podjęcie próby odnalezienia ewentualnych fragmentów osobliwej przesyłki, o której mowa w protokołach z zebrań oraz w listach studenta Gnypy. Nawet jeśli, na rozkaz ówczesnej dyrekcji Obserwatorium, została ona zniszczona, to być może zachowały się jakieś ślady. W wolnej chwili Redakcja AB ma zamiar wydelegować dwóch swoich reporterów do starej siedziby Obserwatorium w celu dokonania wizji lokalnej oraz dalszych poszukiwań. O ich wynikach niezwłocznie poinformujemy naszych Czytelników.