Klim Rettub(Otrzymano 19 kwietnia 1993, przyjęto 20 kwietnia 1993)
Zamiast streszczenia - Autor poniższego tekstu to - niegdyś nie najgorzej nawet zapowiadający się - astronom: początkowo obserwator optyczny, później radiowy, a na koniec - teoretyk, który, zdradziwszy prawdziwą naukę, zszedł na manowce popularyzacji tejże, a ostatnio stoczył się w bagno literatury satyrycznej. Znudzony zaściankową i pozbawioną wszelkiej fantazji atmosferą stolicy, odwiedził incognito Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego "Fort Skała", gdzie studiował przed laty. Nie rozpoznany przez nikogo dokonał licznych spostrzeżeń w tym - liczącym dwieście już lat - centrum światowej astronomii. Dogłębnie wzruszony, przepełniony niekłamanym podziwem oraz zainspirowany tym, co tam ujrzał, spisał na gorąco swoje wrażenia na pocztówce i przed odlotem z Krakowa przesłał je na łapy Redaktora Naczelnego AB. (Red.)
Zamiast słów kluczowych - Banachiewicz, Brancewicz, Heller, Homer, Kopernik, Machalski, Mietelski, Ostrowski, Ryś, Soida, Szydłowski, Urbanik, Woszczyna, Zięba
Pozdrowienia ze "Skały"!
Radioteleskop Mały
przepięknie odnowiony
i unowocześniony.
Słońce tam mocniej świeci,
promieniowanie leci,
a fachowców gromada
łapie je, po czym bada.
Widać radosne gęby
chłopców doktora ZIĘBY;
tu z każdym dniem goręcej,
takich nam trzeba więcej!
Jakie to teraz śliczne:
całe automatyczne.
Problem tylko z anteną,
lecz i ją wkrótce zmienią.
Cóż tam jeszcze nowego
i uwagi godnego?
Doktora URBANIKA
Komisja Kwalifika-
cyjna oraz Centralna,
tajna i dość brutalna,
uznała - nie bez racji -
godnym habilitacji.
Wywołał podziw szczery -
przy okazji kariery,
w sposób nie byle jaki,
odważnie przetarł szlaki:
dla WOSZCZYNY ANDRZEJA,
w którym nasza nadzieja,
dla pana OSTROWSKIEGO
i MISTRZA SZYDŁOWSKIEGO,
i pewnie niejednego
odwiecznego doktora,
o wiedzy profesora,
manierach dyktatora,
ambicjach dyrektora,
a prezencji - rektora.
Zmian więcej niż przed rokiem,
widać je gołym okiem:
wszystko się tu opiera
na szybkich komputerach.
Lecz nikt nie liczy dzisiaj
(z wyjątkiem STASIA RYSIA)
żadnych teoretycznych,
tym bardziej numerycznych,
modeli czy teorii;
to już kwestia historii.
Wszyscy chodzą przejęci,
radośni, uśmiechnięci,
bowiem e-mail dostali,
albo właśnie wysłali:
do Rzymu i Florencji
á propos konferencji,
od naszych z Kostaryki
trzy zdjęcia galaktyki,
rozmaite życzenia
pisane od niechcenia,
sześćset preprintów świeżych,
których nikt jak należy
nie przejrzy z braku czasu,
tu plotki z Hondurasu,
tam - wiadomość z Wieliczki
w sprawie jakiejś zaliczki,
list do Pcimia, do Mławy
a nawet do... Warszawy!
Wszystko to szybko dojdzie
dzięki MAŃKOWI SOIDZIE:
zdolny, wielce uczony -
ekspert niezastąpiony!
Okno na świat otwiera
z pomocą komputera,
pcha bity do modemu
nie widząc w tym problemu,
a kiedy księżyc świeci -
ściąga obrazki z sieci
(dość ubogo odziane),
więc chodzi spać nad ranem.
Jakże się świat ten zmienia!
Ach, nie do pomyślenia
w czasach BANACHIEWICZA,
kiedy każdy obliczał,
rachował na trzy zmiany
olbrzymie krakowiany,
do dziś nie wiedząc - po co?
Albo w kopule nocą
siedział i w gwiazdy zerkał,
polerował lusterka,
lub buty dyrektora,
gdy przyszła jego pora...
Wypominać niemiło,
Lecz podobno tak było.
Spytaj młody kolego
doktora MIETELSKIEGO,
BRANCEWICZA HENRYKA,
albo wręcz - URBANIKA,
który - choć jest docentem -
na pospólstwo ze wstrętem
nie patrzy, chociaż może.
Owszem, o każdej porze
piwem pamięć odświeży,
i przedstawi młodzieży
swe przygody straszliwe,
niemniej wszystkie - prawdziwe.
Kiedy MAREK wspomina,
to krew się w żyłach ścina,
dreszczy przechodzi mrowie,
włosy stają na głowie,
trzęsie jasna cholera,
głos w gardle sam zamiera,
zęby dzwonią jak w febrze
i robi się niedobrze,
serce jak głupie skacze -
- Tak, tak... było inaczej.
A dzisiaj? - sprawa prosta:
sympozja, zjazdy, forsa,
preprinty oraz etaty
i - oczywiście - cytaty.
No i tylko dlatego
tak cenimy JERZEGO
MACHALSKIEGO - juniora:
młodego profesora
nadzwyczajnego. Właśnie:
gwiazda jego nie gaśnie
na Polu Wielkich Badań.
A zresztą, co tu gadać,
(w tym miejscu szmer zgorszenia,
wzrok pełen oburzenia
oczyma duszy czuję,
ale się nie przejmuję);
otóż, powiedzieć trzeba:
nauka o prawach nieba -
co mówię! - wiedza cała
nigdy by nie powstała
gdyby nie wkład wspaniały
astronomów ze "Skały".
Bo wszystko tu przenika
wielki DUCH KOPERNIKA.
Jemu to poświęcona
jest sentencja złocona,
co nad bramą króluje
(choć pewnych denerwuje):
"W Toruniu się urodził,
w Krakowie do szkół chodził
i choć gdzieś miał Warszawę,
to jednak zdobył sławę
w kraju i na obczyźnie."
Lecz o tym - kiedy indziej.
Tylko pióro HELLERA
razem z lutnią HOMERA
wierny by obraz dały
pięknego "Fortu Skały".
Ja nie chcę przeinaczyć
niczego, com zobaczył,
jedno więc tylko powiem:
- To się nie mieści w głowie.