Stubur Elfis Catimodes
Castellum Petra, 711 Via Aquilae, Vocarica 42430, ILOPONA.
(Otrzymano 27 grudnia 1992, w wersji ostatecznej 6 lutego 1993)
Tekst niniejszy jest swobodną interpretacją ballady Edgara Allana Poe pod tytułem "The Raven".
Ciemną i ponurą nocą, gdym znużony długą pracą
Nad mapami niebios oddech świeży w piersi moje brał,
Dławiąc w ustach czcze ziewanie, gdy rozległo się drapanie,
Jakby ciche chrobotanie - dźwięk w kopule echem brzmiał.
"Ktoś tu przylazł i w drzwi skrobiąc wydał dźwięk, co echem brzmiał.
Przez co mi na nerwach grał."
Dawno zaszła już Wenera. Zimno było, jak cholera.
Poprzez gruby kożuch mróz szponami moje ciało rwał.
Zapragnąłem nagle spania - nad kometą rozmyślania
Wiodły jeno do ziewania, bom ją stracić sobie dał.
Nic tu atlas nie pomoże, bom ją zgubić sobie dał,
Już ją wiatr słoneczny gnał.
Dźwięk brzękliwy, jęk żelaza, potępieńcza ciszy skaza
Duszę strachem nasyciła - włos na głowie dębem stał.
By ukoić serca bicie, powtarzałem sobie skrycie:
"Jakiś pijak przerwał picie i przeszkadzać mi tu śmiał,
Moczymorda przerwał picie i przeszkadzać mi tu śmiał.
Straszyć mnie? - Jam chłop na schwał!"
Podniesiony już na duchu, chcę przemówić mu do słuchu.
"Hej tam" - ryknę. - "Jakiż diabeł cię po nocy tutaj gnał,
Że od pracy mnie odrywasz i w ciemności głos swój skrywasz,
Cierpliwości nadużywasz! Już tam idę, jużem wstał.
Drzwi otworzyć zatem idę - już tam idę, jużem wstał."
Otworzyłem - wiatr tam wiał.
Patrząc w ciemność długo stałem, lecz intruza nie dojrzałem.
Śniąc na jawie sny niemrawe, pewnie wieczność bym tam stał:
Ciemność była niezgłębiona. Cisza wiatrem ukojona,
Jednym słowem zakłócona, którym wiatr wraz z echem grał.
To mój własny szept "kometo!", słabym echem w dali grał.
Tylko wiatr w gałęziach wiał.
Wracam więc do teleskopu, w szponach strachu, który z mroku
Wyciągając chrobotanie nad mą duszą władzę brał.
"To z pewnością ta szczelina, co kopułę wpół rozcina,
Tam hałasów jest przyczyna!" Choć ze strachu całym drżał,
Idę sprawdzić, lęk rozproszyć, choć ze strachu całym drżał.
"Bez wątpienia wiatr tak grał!"
W mrok latarką zaświeciłem i dwa ślepia zobaczyłem,
Kręgi złota, w które mistrz ułudy blask księżyca wlał.
Czarny kot co, gdym go zoczył, w dół po teleskopie kroczył,
Śmignął - mignął, na stół skoczył i już na atlasie stał.
Dumnie ogon wzniósł do góry - i na mapie niebios stał.
Przyszedł, skoczył i tak stał.
Był mój nocny gość puszysty tak dostojny, uroczysty,
Że ród jego z krwi książęcej lub królewskiej być się zdał.
Głowę z lekka więc skłoniłem i uprzejmość wysiliłem:
"Kici, kici" - zagaiłem. - "Powiedz, jak cię pan twój zwał?
Zdradź mi swe szlachetne imię, którym cię właściciel zwał."
A kot na to rzecze "Mrrau!"
Szczerze byłem zadziwiony, lecz nie gorzej ubawiony,
Gdym w umyśle zważył sprawy, którem tu przed sobą miał.
Jakiż bowiem to idiota, nazwał tak swojego kota,
Co ma w oczach iskry złota i na mym atlasie stał.
Widział kto czarnego kota, co by na atlasie stał,
Kota, co się zowie "Mrrau"?
A kot przysiadł na mych mapach, wsparłszy się na przednich łapach,
Pazurami pośród sfer niebieskich spustoszenie siał.
"A psik!" - krzyknę więc na niego. - "Patrz, coś zrobił najlepszego,
Zmykaj szybko stąd kolego, bom na gwiazdy patrzeć chciał.
Opuść więc atlasu karty, bom me gwiazdy widzieć chciał!"
A kot na to rzecze "Mrrau!"
Tak niewinnie to zabrzmiało, że mój nagły gniew wstrzymało.
"Oto przybysz:" - pomyślałem - "uśmiech Sfinksa w pysku miał,
A w źrenicach - jasność była, gdzie się moc zagadek kryła,
Co i mędrca by strwożyła. Stwór ten jedno słowo znał,
Ów plutońskich brzegów tułacz jedno tylko słowo znał,
Złudne, tajemnicze "Mrrau".
Kot rozkosznym mruczał głosem. Uśmiechnąłem się pod nosem
I przysiadłem na zydelku, co naprzeciw niego stał,
Po czym w myślach jąłem ważyć, dumać, fantazjować, marzyć,
Co się jeszcze może zdarzyć i cóż on na myśli miał,
Co ów lśniący, śliczny, słodki, wzniosły kot na myśli miał,
Miaucząc do mnie swoje "Mrrau".
Długą chwilę tak siedziałem i w milczeniu rozmyślałem
Nad demonem, co mnie swym płomiennym wzrokiem dźgał.
"Przyszła nagle ta cholera i po nocy się wydziera.
Czego pragnie? - Pewnie sera! Poczuł szelma, co żem miał.
Smakowity kęs wywęszył, com go w swojej torbie miał.
Drań o swój żołądek dbał!"
A ja, ślęcząc w mej pustelni anim myślał o patelni!
Duchem błądząc w gwiezdnych szlakach nad mą utraconą łkał.
Aż przeczuciem nagłym tknięty, w głos zakrzyknę: "Boże Święty!
On to jest, ten znak przeklęty - los, co kocie szaty wdział,
Wieść przyniesie lub niepamięć los, co kocie szaty wdział!"
A kot na to rzecze "Mrrau!"
"Mów proroku! Mów kocisko! Czym daleko jest, czy blisko?
Czyś anielski, czy diabelski - jam ci duszę swoją dał,
Tylko zdradź mi swe sekrety, gdzie mam szukać mej komety?
Mów! O, powiedz! Gdyż, niestety, z żalu mnie ogarnia szał.
Gdzież jest ona? Błagam, wyjaw! Z żalu mnie ogarnia szał!"
A kot na to rzecze "Mrrau!"
"Mów proroku! Mów kocisko! Czym daleko jest, czy blisko?
Na te gwiazdy cię zaklinam, które Pan ze światła tkał.
Wskaż na mapie! Dźgnij pazurem! Które miejsce, które, które...
Drwisz! Spojrzenie masz ponure! Zapomnienie choć byś dał!
Żal utulił, łzy osuszył, zapomnienie choć byś dał."
A kot na to rzecze "Mrrau!"
"Srogi jesteś, zmierzchu panie - kończmy zatem to spotkanie,
Już nie będziesz złotym okiem w sercu moim trwogi siał.
Skoroś taki jest uparty, masz tu sera - bądź nażarty.
Idź stąd!" - krzyknę nie na żarty - "Wracaj do plutońskich skał.
Weź pazury z mego serca, wracaj do plutońskich skał."
A kot na to rzecze "Mrrau!"
Dar mój jednak zignorował. Ślepia we mnie wycelował
I jak posąg znieruchomiał. Pierwszy kur w oddali piał.
Wzrok upiora rozmarzony, pazur lwa rozcapierzony -
Tej figury wydłużony cień się po podłodze słał.
I ma dusza w klatce cienia, co się po podłodze słał,
Słyszeć będzie tylko "Mrrau".
Grudzień 1992.